Jaki on tam drzemiący - wybuchł ostatnio jakieś 100 lat temu ;). Nasze spotkanie z wulkanem ograniczyło się do spacerów po ogromnym kraterze 14 km średnicy - Równinie Las Canadas, w której kręcono ponoć Gwiezdne Wojny. Fakt, krajobraz iście księżycowy. Wokół otaczały nas skały, które na skutek erupcji przybrały różne dziwne kształty oraz brunatne jęzory zastygłej lawy. I mnóstwo jaszczurek. Nawet chętnie pozowały nam do zdjęć :) Na samą górę Pico del Teide 3718 m npm nie dotarliśmy. Poganiał nas kierowca, który wiele miał nam jeszcze tego dnia do pokazania. Gdybym wybrała się tam jeszcze raz ( mam nadzieję, że tak będzie ), to koniecznie muszę wjechać na szczyt. Dostać się tam można kolejką linową Teleferico oraz należy uzyskać specjalne pozwolenie lokalnych władz ( w Santa Cruz ). Na wierzchołku oddycha się bowiem powietrzem "wzbogaconym" siarką, co może spowodować kiepskie samopoczucie.