Aby zobaczyć delfiny a może i nawet przy wielkim szczęściu wieloryby, trzeba zdecydować się na niezbyt tanią wycieczkę, która na osobę kosztuje 120 euro. Ale warto! Rejs trwa 5 godzin i jest pełen niezapomnianych wrażeń. Oprócz wspomnianych wyżej rybek, które pływają obok prawie na wyciągnięcie ręki (delfiny, bo wielorybów nie zauważyłam), można rozkoszować się kąpielą w zatoce Masca (to magiczne miejsce z drugiej strony, o którym pisałam wcześniej). Zacumowaliśmy w zatoczce i na rozkaz kapitana, chlup do wody a tam jakieś 50 m głębokości. Towarzyszył mi szwagier, bo siostra cierpiała na chorobę morską, a siostrzeniec jakoś się nie kwapił ;) Pływając w zatoce trzeba spojrzeć w górę. Ogromne klify Los Gigantes (800 m) zahaczają o chmury, oddając jednocześnie swój ciemny kolor wodzie, przez co ocean przybiera granatowy odcień. Czuje się potęgę Matki Natury, tak więc jako malutki człowieczek czym prędzej podpłynęłam do schodków i wdrapałam się na pokład. Właśnie serwowali pyszne jedzonko, piwko w rytmie Boba Marleya. Z Bobem płynęliśmy z powrotem. Wycieczkowiczom zaczęły dopisywać humory (aklimatyzacja się zakończyła, walka z chorobą morską wygrana - tylko moja siostra jeszcze wolała przebywać w pozycji horyzontalnej ) , panie wylegiwały się na pokładzie, panowie raczyli się piwkiem. Wszyscy zaczęli się przemieszczać, rozmawiać. Płynąc z powrotem wzdłuż linii brzegowej można podziwiać wyspę z wszystkimi jej luksusami (piękne hotele, plaże, jachty, ludzie uprawiający rozmaite sporty wodne ) jak na dłoni.