Masca to miejsce naprawdę godne uwagi. Aby tam dotrzeć, trzeba pokonać BARDZO krętą drogę w górach. My docieraliśmy drogą od strony Santiago del Teide - zakręty 180 stopni, wąskie serpentyny zawieszone na skale, a w dole kilkusetmetrowe przepaście. Droga okazała się tak wąska, że mijaliśmy się "na lusterka". Naprawdę widok z okna samochodu powalał na kolana i a jednocześnie powodował, że chciało się szybko przemierzyć ten odcinek. Pan Rafał nie szczędził nam wrażeń! Mówiąc szczerze nie odważyłabym się wsiąść w tym miejscu za kierownicę. Masca rekompensuje wszystkie niemiłe przeżycia i lęki. To malutka wioska, w której jeszcze niespełna 100 lat temu żyli piraci. Stare kamienne domy kryte pomarańczową dachówką, pomiędzy wachlarzami palm, w wielkim wąwozie prowadzącym do brzegu oceanu. Jest też placyk z ogromnym drzewem laurowym i kościół. Z Maski można zejść pieszo wąską krętą drogą do oceanu, my jednak mieliśmy na uwadze nerwowego Pana Rafała, który bardzo pilnował, abyśmy nie marnowali jego cennego czasu. Jak się później okaże, to miejsce w dole Maski do którego można dojść pieszo, obejrzymy, a jakże, tyle że z poziomu wody, w trakcie rejsu katamaranem. Tak więc nic straconego. Skąd Pan Rafał to wiedział? ;)